Zanim zobaczysz w swoim dziecku mistrza świata
Narty – jeden z ulubionych sportów naszej rodziny, a przynajmniej jej zdecydowanej części. My, w zasadzie od dzieciństwa, chociaż nigdy profesjonalnie, jeździmy po prostu dla przyjemności. Zaczynaliśmy w epoce Relaksów przypiętych do enerdowskich nart dzięki wiązaniom sprężynowym. Była moc 🙂. Młodsze pokolenie narciarzy to już konkretny sprzęt dopasowany do wzrostu i wagi, zajęcia z instruktorami, szkółki i szkoły narciarskie, obozy, piękne trasy w różnych ciekawych zakątkach świata. Pełna profeska. Aż miło patrzeć jak zasuwają, jak wielką radość im to sprawia, zwłaszcza w epoce, w której coraz większa grupa młodzieży zna sport z monitora.
I przy tym nasi mali adepci – jeszcze nie próbowali, my nie namawialiśmy (no, może wujek troszeczkę), czekaliśmy na sygnał „z dołu”. Pierwszego pytania doczekaliśmy się tej zimy. Bartosz – Mamo, zabierzesz mnie na narty? Udało się pojechać i przy tym spotkać naprawdę uroczą, polską zimę w polskich Tatrach. Bukowina Tatrzańska, która wielokrotnie gościła mnie i brata w dzieciństwie, tym razem pokazała swoje piękno moim dzieciom. Takich ilości śniegu to oni jeszcze nie widzieli. Przy tym alpejskie słońce, lekki mróz. Nic tylko wsiadać na narty i się bawić.
Wypożyczyłam sprzęt dla syna, przed południem ruszyliśmy na stok. Był płacz, złość, rozczarowanie, że buty za twarde, narty za ciężkie, śnieg za biały, a mróz za zimny. Była próba tłumaczenia, że przecież mówiliśmy o tych butach, widziałeś moje, że wszystkie narty są ciężkie, ale nie trzeba ich podnosić, wystarczy przesuwać, że jak się zaczniemy ruszać to nie będzie nam zimno (mnie i tak już było gorąco). Na co Bartosz nadal płacz, złość, rozczarowanie. Klapa. Okej, odpuściliśmy. Bez zdenerwowania, spokojnie, nie ma sprawy. Spróbujesz kiedy indziej. Intuicja podpowiadała mi, że jak znam Bartoszka to nie jest koniec tej historii. Zostałam na stoku sama, reszta rodziny wesoło obserwowała zimę przez okno karczmy, w której popijali gorącą czekoladę.
Po godzinie zadzwoniłam, a może jednak zmieni zdanie, dołączy do mnie, zobaczy tych dwóch małych chłopców, którzy tak dzielnie uczą się z instruktorem, jeden już nawet sam wyjechał na wyciągu. I ma takie super niebieskie gogle. Tak, idę do Ciebie, chcę spróbować jeszcze raz – odpowiedź była krótka. Chwilę potem Bartoszek dołączył do mnie w butach, które już go nie uwierały i zapiął narty, które okazały się lekkie i wygodne. Krótki instruktaż i w końcu razem zjechaliśmy na sam dół. Oczywiście na początek w najprostszej wersji, trzymany moimi nartami. Wjechaliśmy razem orczykiem. Mamo, czy teraz mogę już sam – zapytał na górze. Oczywiście była próba, zjechał kilka metrów, potem jeszcze kilka, zaliczył upadek. Normalne. To był jego pierwszy raz.
I nieważne, że zaczęliśmy od porażki, nie poddał się. My ani na chwilę nie przestaliśmy w niego wierzyć, po prostu mieliśmy intuicję, która kazała w odpowiednim momencie odpuścić, nie namawiać. Spróbował, chce więcej. A co najważniejsze – bardzo mu się podobało. I ten ciąg dalszy na pewno nastąpi. To było jego wielkie zwycięstwo, takie mistrzostwo na miarę możliwości 4,5latka. I drugi wymiar – jest kolejny głos „z dołu”, od Michała – Mamo, a następnym razem mogę ja też wypożyczyć sobie narty? Chciałbym jeździć z Tobą.
Mieszkaliśmy w Pensjonacie Sekuła w Bukowinie Tatrzańskiej (Wierch Olczański). Szczerze polecamy rodzicom podróżującym z maluchami!
PENSJONAT Sekuła na Olczańskom Wierchu, po prostu znaleziony w Internecie. Z cudownym widokiem na Tatry, niedużym spa i praktyczną bawialnią dla dzieci. Ma wszystko co trzeba i przy tym całkiem przyzwoicie karmi. No może z wyjątkiem kawy Ale polecamy, jest miło, czysto i cicho.
Obok, jakieś 800 metrów, wyciąg orczykowy u Steni prowadzony przez dwóch sympatycznych chłopaków. Bez zadęcia i hałasu wielkich stacji narciarskich. Są instruktorzy, poniżej wypożyczalnia i Karczma widokowa z pięknym widokiem i smacznym jedzeniem. Też idealna „pod dzieci”. Generalnie Olczański Wierch polecamy.
-0 Komentarz-