Najlepsza „instytucja” na świecie
Miła, cicha, krzątająca się po kuchni z gładko zaczesanym kokiem – babcia. Ani Hania, ani Frania takie nie były, a jednak wspominam je cudownie, wspaniale, z uśmiechem wspomnień w oczach.
Jedna była prawdziwą gospodynią domową, piekła i gotowała najlepiej na świecie. Prasowała na kantkę, prała wyłącznie ręcznie (no, ewentualnie we Frani, bo w automacie to można co najwyżej przeprać ręczniki albo ściereczki) i perfumowała swoje ubrania w szafie ułożone pod linijkę. Taka babcia menadżer całej rodziny. Bezkompromisowa, szczera do bólu, wymagająca, czasem groźna i surowa.
Druga babcia, przeciwieństwo stereotypów. Nie lubiła prac w domu, gotowała wyłącznie swoje dwa sztandarowe dania w prodiżu, całe życie pracowała i to właśnie praca była jej żywiołem. Zawsze chodziła swoimi drogami, była odważną i samodzielną kobietą. Życie jej nie oszczędzało, przeżyła w dzieciństwie śmierć ukochanego ojca, wojnę, samotnie wychowywała córkę, którą potem tragicznie straciła, w końcu poznała dziadka, wyszła za mąż, na świat przyszedł mój tata. Dała radę, była prostą kobietą, ale miała zawsze głowę do interesu i wiedziała czego chce. Prostolinijna i uczciwa. Kiedyś przyszła do niej znajoma z prośbą, aby wystąpiła jako jej świadek w sądzie w sprawie rozwodowej. „Basiu” – powiedziała Babcia – „ja przeżyłam całe życie i w sądzie nie byłam. I tak chciałabym dożyć do końca. I myślę, że jakbym jednak tam miała iść to muszę mówić prawdę. A jak ja kochana tam pójdę i powiem prawdę to Ci raczej w tej sprawie rozwodowej nie pomogę” – dodała. Basia już więcej nie nalegała, a babcia dożyła swoich dni w sądzie nie będąc. Z drugiej strony wiem, że nie była idealną teściową, wiele lat jej zajęło zanim zrozumiała i uznała, że ma najlepszą synową na świecie, ale potrafiła to przyznać, bo była mądrą kobietą.
Wspomnienia dotyczące dziadków mam dużo skromniejsze, obydwaj odeszli na tyle wcześnie, że ciągle się zastanawiam czy ich obrazy w mojej głowie to to co pamiętam i przeżyłam czy raczej efekt opowiadań rodziców. Trochę mi tego żal, bo de facto nie wiem co to znaczy mieć dziadka.
A teraz, kiedy już mam dzieci, a one babcie i dziadka, jeszcze bardziej widzę jak bardzo te różne pokolenia się nawzajem potrzebują. Niech nam rozpieszczają maluszki, mają z nimi swoje tajemnice, spędzają razem czas i się kochają. Babcia to „najlepsza instytucja”, kiedy katar, kaszel czy gorączka każe zostać w domu, a mama musi iść do pracy. Nie godzę się natomiast, aby babcia czy dziadek próbowali wychowywać nam dzieci. To nie ich rola, dobrze, aby każda ze stron to rozumiała. Oni swoje zadanie wypełnili, na zawsze zachowam w pamięci obraz babć i dziadków, wspomnienia z nimi związane, ich słowa i gesty, może zachowania, a nawet nawyki. Teraz kolej na nas. Działamy.
-1 Komentarz-
Pięknie napisane i ciekawe wspomnienia,, łezka w oku,,……