(Tym)czasowe 12 milionów
Żyć tylko swoim życiem, tu i teraz, z mężem, żoną, dziećmi czy angażować się w świat na zewnątrz, w społeczeństwo, zmianę, dążenie do niej i pomoc? Niech każdy postąpi według siebie, ale zatrzyma się, zastanowi. Najgorsza jest bezmyślna obojętność.
Wujek dobra rada, wszystko wiedząca ciocia i standardowe „chodźmy, zróbcie”. Taka lokalna klasyka gatunku, chętnie sobie podyskutujemy, ponarzekamy, powspółczujemy nawet jak trzeba szczerze, ale żeby samodzielnie coś zrobić, zmienić, to już nie. Bo co ja mogę. I tutaj właśnie pies pogrzebany.
Szlag mnie trafia, kiedy patrzę za okno, mam weekend, świeci słońce i wiem, że nie zabiorę dzieci na żaden spacer, bo normy zanieczyszczenia powietrza są wielokrotnie przekroczone. SMOG, syf, smród, śmiertelnie trujące mieszanki chemicznych ścieków, których efekt niezawodnie odbije się na nas w dalszej lub bliższej przyszłości. I to akurat temat, w którym nie wiem co mogę zrobić ponad to, co już robimy. Mogę kupić maseczki antysmogowe dla siebie, dzieci i męża, zostawić samochód w domu i pojechać do pracy autobusem. Tylko, że mój samochód spełnia normy ekologiczne, a spacerując na przystanek, do przedszkola i z powrotem z pewnością pooddychamy świeżymi wyziewami starych prychających diesli i aromatem palonych w piecach śmieci. Możemy o tym rozmawiać, od tego się zaczyna, dyskutować o rozwiązaniach, ustawach, wspierać aktywistów. Ale przede wszystkim musimy niestety poczekać. Poczekać, aż minie trochę czasu, jedni zrozumieją, zmądrzeją, odejdą, a inni dostaną tyle mandatów, że w końcu przestanie im się opłacać rozpalanie w piecu kaloszem czy plastikową butelką. Miejmy tylko nadzieję, że zdążymy, że tego czasu nam wystarczy.
Czas – wartość cenna jak pieniądze, nieraz cenniejsza, szkoda, że często mylona z lenistwem. Ileż razy sami mówimy albo słyszymy „nie mam czasu”, czyli w wolnym tłumaczeniu „nie chce mi się”. Mnie też się niekiedy nie chce, ale jakiś wewnętrzny motorek każe działać, bo … szkoda czasu.
To dotyczy spraw błahych i ważnych. Takich, że trzy lampy uliczne zgasły i nikomu przez kilka dni to nie przeszkadza, nikomu nie chce się zadzwonić do odpowiednich służb i to zgłosić. Świeciły – dobrze, zgasły – też damy radę. Taki model. Zgłosiłam, cztery godziny później lampy znowu świeciły, jakby nigdy nic. Akcja – reakcja. Zajęło mi to pięć minut.
Ale są i sprawy ważne, które można załatwić w dwie minuty. PIT, 1% podatku dla organizacji pożytku publicznego, dla potrzebujących. To najlepszy przykład, że mamy wpływ na rzeczywistość tu i teraz. Wyczytałam, że w 2014 roku ponad 12 milionów podatników to zrobiło. Czy to dużo? Tak i nie, to nadal mniej niż połowa z nas. Dlaczego? Przecież to nic nie kosztuje, nie szkodzi, nie jest kłopotliwe. Trzeba tylko mieć czas (czyt. chęć) zatrzymać się przy odpowiednim punkcie w formularzu lub powiedzieć to księgowemu, który nas rozlicza. Dwie minuty. Może dzięki tym naszym dwóm minutom uda się uratować ciężko chore dziecko, przeprowadzić operację, kupić protezę, wózek, ortezy, buty ortopedyczne albo zapewnić odpowiednią rehabilitację. To najlepszy sposób wpierania, dużo lepszy niż dawanie pieniędzy na ulicy. Wiem, że Jasiek, dla którego przeznaczam mój 1% wykorzystuje go w całości i bardzo tych pieniędzy potrzebuje. W jego przypadku, w przypadku wielu niepełnosprawnych i chorych dzieci czas to niestety pieniądz, bezwzględny i ogromny pieniądz. Ale jeśli jakiś grosik w tej wielkiej skarbonie może być nasz i może zmienić rzeczywistość to dlaczego tego nie robić? No robić, robić.
Fundacja Avalon – KRS 0000270809 , „cel szczegółowy” – Łukasik, 2652.
Fot. Ewa Natkaniec
-0 Komentarz-