Piernik MÓJ świąteczny
Mama rodzinie, zapracowana, biegająca na co dzień do biura, przedszkola, z zakupami, na treningi, warsztaty i zajmująca się domem to nie najlepszy adresat przepisów wymagających długotrwałego leżakowania, dojrzewania i przekładania. A mimo to nie ma powodu, aby szczególnie przy okazji Bożego Narodzenia rezygnować z niepowtarzalnego aromatu domowych wypieków, zwłaszcza tych z gatunku korzennych. Tak, tak, nawet w takich okolicznościach można zrobić ciasto na wzór piernika.
Przepis jest moją kompilacją różnych przepisów, których się trochę naczytałam, bo lubię pierniki od dzieciństwa i na wiele sposobów już je robiłam. Od prawdziwie dojrzewających po zwykłe miodowniki. Wersja, którą proponuję jest czymś pomiędzy. To moja amatorska propozycja, łatwa i szybka w wykonaniu. A to akurat w przedświątecznym zamieszaniu chyba się liczy.
Piernik MÓJ można jeść zaraz po upieczeniu, ale jeśli nie zniknie w ciągu kilku dni to – zapewniam – dwa tygodnie później jest jeszcze lepszy. Piekę go co najmniej tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia i … chowam, bo doświadczenie mówi, że już nie raz trzeba było piec ponownie dzień przed Wigilią .
Podstawa to składniki dobrej jakości, w tym dobry miód (polecamy Pasiekę Tyniecką!) i domowe powidła.
Składniki:
2 szklanki mąki
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka cynamonu + przyprawa do piernika lub samodzielnie zmieszane przyprawy korzenne
1 łyżeczka kakao
co najmniej pół szklanki dobrego miodu
10 dkg masła
3/4 szklanki cukru
5-6 łyżek mleka
3 jajka
2 łyżki powideł śliwkowych
Pokrojone bakalie (orzechy, migdały, daktyle, morele)
Przygotowanie:
Białka oddzielić od żółtek. Z białek ubić pianę (z dodatkiem szczypty soli).
Masło miksować z cukrem na puszystą masę. Następnie dodawać po łyżce miód nadal miksując, potem po jednym żółtku. Do masy dodać powoli mąkę wymieszaną z sodą, cynamonem i przyprawami oraz kakao oraz po łyżce mleko (najlepiej dodawać wymiennie trochę mąki, łyżkę mleka, itd.). Gdy masa jest już połączona dodać powidła oraz bakalie.
Różne trafiają się mąki, czasem ciasto wychodzi za rzadkie (wtedy dodajemy nieco mąki lub mielonych migdałów), czasem za gęste – wówczas można śmiało dodać jeszcze odrobinę mleka. To już trzeba ocenić samodzielnie, pamiętając, że piana z białek, która dodajemy na samym końcu nieco rozrzedzi ciasto.
Na koniec na masę wyłożyć pianę z białek i już tylko delikatnie wymieszać.
Piekarnik należy nagrzać do 175-180 stopni. Ciasto wylać do podłużnych form wyłożonych papierem do pieczenia. Z założenia powinno się piec 50-60 minut, ale do już zależy od piekarnika. Ja piekę z użyciem termoobiegu i dolnej grzałki. Po 30-40 minutach dobrze sprawdzić ciasto patyczkiem. Jeśli już się nie klei, oznacza to, że lada moment będzie gotowe. Gdyby natomiast za bardzo przyrumieniło się z góry, należy po prostu nakryć je pergaminem.
Początkowo, czyli przez dwa-trzy pierwsze dni ciasto jest miękkie, potem z czasem twardnieje i jeszcze lepiej smakuje.
-0 Komentarz-