Niepełnosprawne rodzeństwo
Jestem w ciąży, będziemy mieli drugiego synka. Pierwszy piękny, mądry i wesoły. Drugi na pewno tak samo śliczny, radosny i rezolutny. Będą się razem bawić, grać w piłkę, czasem bić. Ale będzie super! Całą ciążę tak myślałam. No i trochę się zdziwiłam. Właściwie dość szybko, bo w drugim dniu życia Jasia, kiedy to lekarze zaczęli mówić o nieodwracalnych zmianach w mózgu. Jedno dziecko w domu, drugie w szpitalu, a my rozdarci między jednym a drugim. No nie tak to miało wyglądać.
Zanim ogarnęliśmy rzeczywistość trochę czasu upłynęło. Najważniejsze dla nas było aby skupiając się na chorym Jasiu nie zapomnieć o starszym. Nie chcę pisać o sukcesie wychowawczym, bo znajdą się życzliwi, którzy powiedzą „a zobaczysz, nie zawsze tak będzie”, ale naprawdę mamy dwóch super synków. Nie ma przepisu idealnego, instrukcji obsługi dzieci, natomiast mogę podzielić się doświadczeniem i napisać jak postępowaliśmy ze starszym synkiem, któremu urodził się niepełnosprawny braciszek.
- Zachęcaliśmy do pomocy – przebierania, kąpania, karmienia, które wyglądało inaczej bo zamiast butelki była strzykawka
- Pokazywaliśmy wszystkie czynności jako normalne
- Nie baliśmy się, że zrobi krzywdę, nie dmuchaliśmy na zimne i nie mówiliśmy ciągle „uważaj!”
- Prosiliśmy o przypilnowanie
- Pozwalaliśmy ćwiczyć na sprzętach używanych do rehabilitacji – piłka, wałek; po zajęciach z Jasiem krótka seria ćwiczeń na piłce dla Adasia
- Masowaliśmy tak jak młodszego – „Pomasuj mi brzuszek tak jak Jasiowi. Tylko nie zapomnij o oliwce.”
- Zwracaliśmy uwagę by zawsze informował Jasia o tym co się dzieje – że wychodzi do przedszkola, że idzie gdzieś z mamą, że jedzie z tatą
- Mówiliśmy o chorobie językiem dostosowanym do wieku synka – na początku Jaś miał chorą główkę; dopiero potem poszła informacja, że to mózg funkcjonuje inaczej niż u zdrowego dziecka, dlatego nie chodzi i nie mówi; potem, że się przestraszył; a dopiero teraz, że ma napady
- Traktowaliśmy ich równo, dbaliśmy o potrzeby zarówno chorego jak i zdrowego synka
I przede wszystkim staraliśmy się żyć i funkcjonować normalnie. To jest podstawą do akceptacji chorej sytuacji, w której czasem człowiek się znajdzie.
-4 komentarze-
Jesteście wspaniałymi Rodzicami. I zawsze niech tak będzie ❤. Pozdrawiam Was serdecznie.
Piekny wpis……wszystkiego dobrego. Jestescie wspaniali❤
„Żyć i funkcjonować normalnie”… takie oczywiste, a takie czasem trudne.
Pamiętam jak otrzymałam diagnozę córki (wtedy miała prawie dwa lata) – Mózgowe porażenie dziecięce. W domu był starszy syn, a w brzuchu młodsza córeczka. Miesiąc wyjęty z życiorysu, bo tu szpital, tu badania, tu dalsze diagnozowanie, załatwianie papierków, rehabilitacji, terapii… aż przyszedł do mnie Kajtek, przytulił się i zapytał kiedy on w końcu pójdzie do szpitala. Tak brakowało mu naszej uwagi, którą skupialiśmy na „nowym problemie”. Od tamtej pory staramy się właśnie żyć i funkcjonować normalnie respektując potrzeby wszystkich członków rodziny (nas rodziców także). Zapisaliśmy syna na zajęcia dodatkowe – on ma swój trening, Rutka swój (rehabilitacja). Czasem wyjeżdżamy osobno i poświęcamy czas każdemu z osobna, choć przydałoby się poszerzenie doby;) Ściskamy Was serdecznie i dziękujemy za wspaniałą „normalność” którą się dzielicie!
To mega trudne nie zakręcić się totalnie na tym „chorym” dziecku. Trzeba się pilnować i dzielić uwagę równo na wszystkie dzieciaki bo łatwo zrobić krzywdę.