Magia futbolu
Moje dzieci (tak, tak obaj, ale o tym za chwilę) są fanami piłki nożnej. Uwielbiają. Starszy od zeszłego roku ma raz w tygodniu treningi w przedszkolu. Na początku chciał się wypisać, bo przegrywali ze starszymi chłopakami. Teraz albo wygrywają, albo przegrywają, ale najważniejsze jest to, że grają. Codziennie słyszę o różnych piłkarzach – liga polska, hiszpańska, francuska. Po „Wiadomościach” obowiązkowo Sport. Są emocje. Piłka z chłopakami w przedszkolu, piłka z tatą na boisku, piłka w domu (dopóki nie usłyszy „nie graj w domu w piłkę”). Dla chłopca, którego rozpiera energia to super zajęcie. Zmęczy się, spoci, jest szczęśliwy.
Ja magię piłki nożnej zobaczyłam dopiero na przykładzie Jasia. Czasem ma słabszy dzień. Nie ma siły siedzieć, nóżki się uginają i o chodzeniu możemy zapomnieć. Natomiast w momencie, w którym staje na boisku zmienia się nie do poznania – nogi proste, rączki rozluźnione i ten uśmiech na twarzy. No po prostu magia. Karne, atak, obrona, podpierany przez mamę, podrzucany przez tatę – cały czas z uśmiechem na ustach.
Nigdy nie wpadłabym, żeby synka, który nie siedzi, nie chodzi, nie mówi i nie do końca wiemy co widzi, uczyć kopać piłkę. Owszem są próby trzymania głowy, podpierania się, chodzenia, ale piłka nożna? Samo wyszło. Gdy ćwiczyłam karne i kiwanie ze starszym synem na boisku, Jasiek siedział w wózku. Po chwili awantura – kaszelek, plucie, wiercenie się. O co chodzi? Co mu dolega? Biorę na ręce i dziecko nagle się prostuje. Stawiam na ziemię, a on pięknie stoi. Daję piłkę do kopnięcia i ekstaza. Piękny moment, w którym uświadamiasz sobie, że z dwoma synami możesz grać w piłkę. Tacie pokazaliśmy sztuczkę parę dni później.
-0 Komentarz-