Gotujemy, miksujemy, czyli dzieci w kuchni
Lubię piec i gotować z dziećmi. One też to lubią. I nie ma co ukrywać, dania w których przygotowaniu biorą udział, bardziej im smakują.
Nigdy się jakoś szczególnie nie zastanawiałam, kiedy jest dobry moment, aby dziecko pojawiło się w kuchni, nie przygotowywałam tej chwili. Bo jej nie było. Jak większość zapracowanych mam popełniam „grzech ciężki” polegający na zabawie i opiece nad dziećmi przy jednoczesnym obieraniu ziemniaków, miksowaniu zupy czy krojeniu mięsa. Od obserwatorów przeszli płynnie do uczestników niektórych czynności. Podają radośnie produkty, liczą jajka, wycinają ciasteczka, mieszają, miksują. Wszystkiego chcą dotknąć, polizać, spróbować. Jak to chłopcy, podchodzą do tej zabawy na swój sposób – najbardziej interesuje ich techniczna strona mocy, więc mam do czynienia z operatorami sprzętu agd, w tym z bardzo zdeterminowanymi baristami, specjalistami ds. prędkości miksowania i oczywiście chętnymi do pracy „na zmywaku’. Wszystko pod kontrolą i w granicach bezpieczeństwa, ale na wesoło.Jakoś już sobie poradziłam mentalnie z faktem armagedonu w całej kuchni, który towarzyszy tym wyczynom. Nie zmienia to faktu, że hasło „a teraz to wszystko zbieramy” pojawia się w odpowiednim momencie na tej samej zasadzie na jakiej kończy się zabawę klockami czy samochodami. Pomagamy sobie wzajemnie, czasem się spieramy, jak przy każdej innej czynności.
Wspólne gotowanie to okazja do nauki współpracy, samodzielności, cierpliwości, okazja do odpowiadania na dziesiątki pytań i opowiadania skąd się bierze mąka, kasza czy gdzie rosną brokuły. To dobrze spędzony razem czas, super zabawa z dziećmi, a przy tym w efekcie gotowy obiad czy kolacja. Gdzieś po drodze trafi się biszkopt z dodatkiem ogórków lub jajka zmiksowane ze skorupkami, nie wspominając już składników zjedzonych „podstępnie’ w trakcie produkcji dania, ale warto spróbować i angażować maluchy w kuchnię. I krok po kroku dawać im szansę na coraz bardziej samodzielne działania czy wręcz przygotowanie posiłku.
Jak przygotować z dziećmi pizzę? Nic prostszego. Hasło „robimy pizzę” to jasny komunikat i jedno z ulubionych zajęć – ugniatanie ciasta. Najprostszego jakie znam, sprawdzonego, z przepisu od koleżanki.
Bierzemy miskę, dwie szklanki mąki, szczyptę cukru, sól. W letnim mleku (niepełna szklanka) rozpuszczamy pół kostki drożdży, wlewamy do mąki, dodajemy około łyżkę oliwy. Zagniatamy ciasto. Każdy po kolei, trzeba cierpliwie poczekać, potem można ugniatać, naciskać, robić kulę i znowu spłaszczać. Przykrywamy ścierką i odstawiamy na jeden – dwa kwadranse do wyrośnięcia. Potem rozwałkowujemy na blachę (kto nie lubi bawić się wałkiem?), na to sos pomidorowy, tarty ser i dalsze dowolne dodatki. Pizzę wkładamy do piekarnika nagrzanego do 220 stopni na 10-15 minut. I smacznego.
Oczywiście przemycam im w cieście trochę mąki orkiszowej w zastępstwie pszennej czy mielony len. To już wedle uznania. Ten prosty przepis wędruje pocztą pantoflową od ucha do ucha, więc podaję go dalej. Co fajne, z ciasta zamiast pizzy można zrobić też super paluchy. Dzieci odrywają kawałki ciasta i rączkami formują węże jak z plasteliny. Potem wystarczy pędzelek do posmarowania tych wałków jajkiem i posypanie sezamem, gruboziarnistą solą albo czarnuszką. Palce – a w zasadzie paluchy – lizać!
-0 Komentarz-