Dylemat samodzielności
Kiedy przestać wiązać buty czy pomagać jeść zupę? Kiedy zwyczajnie kłaść wieczorem do łóżka i wychodzić z pokoju życząc kolorowych snów. Kiedy pozwolić na samodzielne przygotowanie jajecznicy albo wyjście do sklepu. Kiedy?
Wiem, że wszystko ma swój czas i tego się trzymam. Przez ponad pół roku, cierpliwie, co wieczór przed kąpielą zadawałam pytanie „Zrobisz siku na nocnik syneczku?”. Słysząc „nie” po prostu przechodziłam do dalszej części łazienkowych rytuałów. Pewnego dnia usiadł, zrobił siku, a my obydwoje z mężem byliśmy dumni z Misia i z samych siebie chyba najbardziej. Daliśmy radę, nie pokazaliśmy kto tu rządzi, dzięki naszej cierpliwości i akceptacji dla dziecka, syn zdobył kolejną umiejętność.
Nie wskoczył od razu do basenu. Z nami, powoli zanurzył się, mocno obejmując za szyję. „Gdzie chcesz synku, abym stanęła? Złapię Cię jak tylko wpadniesz do wody” – powiedziałam, kiedy zapytał po chwili czy może skakać. Złapałam, wie, że zawsze mu pomogę.
„Pomóż mamo, nie umiem” – woła młodszy synek, kiedy nie udaje mu się dobrze spiąć dwóch klocków Lego. „Potrafisz Bartoszku, popatrz, musisz je równo przykładać. Spróbuj jeszcze raz. Pięknie.” Pomagam przy coraz bardziej skomplikowanych (jak na dwulatka) konstrukcjach. A on się cieszy – taki samodzielny zaopiekowany.
Środek wakacji, plac zabaw, a w tle morze i mewy. I nie tylko. Na huśtawce widzę chłopca w wieku zbliżonym do mojego Michałka, czyli jakieś trzy lata. Płacze, huśta się i płacze, bardzo. Podeszła do niego dziewczynka, pewnie starsza o jakieś trzy lata. Miałam wrażenie, że chce mu pomóc wyjść z huśtawki, ale nie daje rady. Więc idę, zerkam jednym okiem na Bartoszka, który właśnie pokonuje kolejne fragmenty placowej ciuchci. „Co Ci się stało kochanie? Chcesz zejść z tej huśtawki?” – pytam zapłakanego chłopczyka. Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo jakieś dziesięć metrów dalej odezwał się zdecydowany głos ojca „Nic mu się nie dzieje. Ma już cztery lata, niech się nauczy huśtać. Nawet mu się nie chce ruszać nogami”. Tatuś najwyraźniej postanowił nauczyć dziecko na wakacjach samodzielności. No i kto tu rządzi? Pytanie tylko, czy ten chłopiec dobrze zapamięta te wakacje, czy chętnie pójdzie z tatą znowu na plac zabaw i czy przypadkiem nie znienawidzi huśtawki. Nie oceniam człowieka, ale jego zachowanie. Każdemu z nas dzieci czasem robią fochy, każdy dorosły WIE, ze ma rację. Może, no i co z tego? Może trzeba ruszyć się z ławeczki i pokazać dziecku jak to działa. A jeśli nie chce, niech idzie na zjeżdżalnię. Jak będzie chciał, sam wróci.
Moje dzieci potrafią się huśtać, ale wiem, że czasem sprawia im przyjemność, kiedy pobuja je ktoś inny. Bo to jest fajne, bo jesteśmy wtedy razem, śmiejemy się i rozmawiamy. Ja potrafię sobie zrobić kanapkę, ale czasem sprawia mi ogromną przyjemność, kiedy zrobi mi ją mąż.
Do niedawna pomagałam ubierać buty. „Ja sam mamusiu” – usłyszałam ostatnio.
Super. I tylko pozostało: „na dobrą nóżkę?” „Tak Michałku, na dobrą”. Samodzielny zaopiekowany.
Fot. Ewa Natkaniec
-0 Komentarz-